Zainspirowana postem na blogu Superwoman przypomniało mi się, że miałam w kwietniu zadzwonić do przedszkoli. Więc obdzwoniłam ze trzy, którymi byłam zainteresowana, zaznaczę, że prywatne bo w moim mieście publiczne w moim przypadku w ogóle nie wchodzą w grę (wcale nie dlatego, że nie chce, ale o miejsce jest bardzo ciężko, wszystkie miejsca oblegane przez osoby samotnie wychowujące dziecko). Więc wyszło tak w jednym co mam najbliżej nie utworzyli grupy dla 2,5 latków (a tyle będzie miał mój synio we wrześniu), w drugim jest zapisany na listę rezerwową (może ktoś ucieknie ;), w trzecim są miejsca, ale czy go przyjmą okaże się jak pochodzi trochę na zajęcia adaptacyjne w sierpniu. Ale jako, że przedszkole jest po drodze do pracy dla mojego męża to do czwarte, które czeka na niego z otwartymi ramionami (ale jest daleko) na razie sobie odpuszczam.
Swoja drogą ciekawe czy mój budrys się zaaklimatyzuje w przedszkolu, bo póki co to jak podchodzi do niego jakiś chłopiec w jego wieku i chce dać mu cześć to on mówi głosem gbura nie, nie dam mu rączki, może czeka na dziewczynkę ...;)
moja córa też w sezonie przedszkolnym będzie miała 2,5 roku i chciałam ją już wysłać w tym roku, ale się rozmyśliłam, niech jeszcze rok się chowa w domu. zresztą, w moim miasteczku jest tylko jedno przedszkole ze żłobkiem, ale słyszałam o nim niezbyt pochlebne opinie. a w tym roku otwierają nowe, pierwsze prywatne u nas, to może tam właśnie ją poślemy za rok :)
OdpowiedzUsuńJa również w dalszym ciągu myślę czy jest to dobry pomysł, ale w przedszkolu, które wybrałam organizują bezpłatne zajęcia adaptacyjne i potem stwierdzają czy dziecko się nadaje, czy jednak jeszcze powinno pobyć w domu. Zobaczymy :)
OdpowiedzUsuń