środa, 30 marca 2011

Urodzinowo

Mały skończył dwa lata, był tort, oczywiście taki jak się podobał mamusi (hahaha ja takich nie miałam w dzieciństwie), a tu pływały śliczne niebieskie, czerwone, zielone i żółte rybki, były wodorosty i muszle i to wszystko na ślicznym turkusowym podkładzie ...ogólnie jak wyglądał tak smakował, pycha.
świeczki zdmuchnięte, torcik zjedzony, goście się rozeszli...
Mały zaczął przechodzić kolejną fazę buntu, ogólnie w ogóle się nie słucha, pokazuje swoje rogi, wiedziałam, że jest uparty, ale żeby aż tak. Oczywiście wiem, że to po mnie, też jestem niezły zakapior, ale żeby już w tym wieku? No nic walka trwa, albo on, albo ja, na razie jest remis, czasami ja ustąpię (jak mi para uszami już leci to wiem, że i tak nic z tego nie będzie), czasami on, jak wie, że matka się zaparła i może być tylko gorzej. Powiem szczerze etap małego dzidziusia już minął, czasami jest wesoło, czasami nie. Najgorzej jak mi ktoś zwraca uwagę, żebym się tak nie denerwowała, oj biada temu kto spróbował...
Ja to jestem jednak nerwowa osóbka. Czasami się dziwie, że mój mąż ze mną wytrzymuje ;)
 A torcik był taki, bo mój mały to rybka właśnie ;)

piątek, 25 marca 2011

1:0 dla mojego brzucha

Tak to właśnie wychodzi, jak postawię sobie cel. Miałam iść na BPU, ćwiczyć, wyrabiać mięśnie brzucha i co ... i mój organizm zaprotestował. Wczoraj od południa  boli mnie kark. Nie jest to jakiś niesamowity ból, ale nie do końca mogę machać głową tak jak to robiłam wcześniej. Pierwszy raz mi się coś takiego przydarzyło, mam nadzieję, że szybko minie i nie będę musiała iść do lekarza. Może to jakieś napięcie mięśniowe....
Ech, a oponka nadal wisi, ja Cię jeszcze załatwię, zobaczysz.

czwartek, 24 marca 2011

Wiosna radosna

Ostatnimi czasy mój tok myślenia obraca się wokół lata, które zaraz nadejdzie i mojego ciałka, którego niby nigdy za wiele, ale jednak. Postanowiłam udać się na siłke, tzn. na BPU, na które wcześniej chodziłam czasami i w sumie było fajnie. Tylko, że teraz mój cel to likwidacja oponki, którą mam od dwóch lat, czyli od czasu wyklucia się małego na świat. Mój kochany małżonek powiedział, że może by tak mniej jeść na kolacje...moja mina była wtedy wymowna, bo zamilkł w jednej chwili, ponieważ ja jedzenie kocham i nie mogłabym z niego zrezygnować. I nie mówię tu tylko o słodyczach i ciastach, tylko o normalnym obiadku, kolacyjce z lampką wina, browarku z soczkiem przy filmie ...no i oponka się rozrasta. Więc postanowione, że od dzisiaj dwa razy w tygodniu pędzę na BPU i zobaczymy czy po miesiącu coś z tego wyniknie. Bo w zasadzie ogólnie to jest nie najgorzej, tylko ta opona ...echh

wtorek, 22 marca 2011

Mniej poważnie

Chciałam się podzielić swoją opinią na temat niedawno obejrzanego filmu "Zmierzch". No podobał mi się, sama się zdziwiłam, bo przecież nie jestem już nastolatką, którą kręcą takie tematy i w ogóle wielka trochę nieszczęśliwa miłość. A jednak, mój 30-letni mózg lub ciało (nie wiem które dokładnie) wzruszyło się na tym filmie, do tego stopnia, że wypożyczyłam sobie w wypożyczalnie drugą część i wczoraj obejrzałam ją z ogromniastą przyjemnością. Film może kiczowaty, naiwny i w ogóle, ale jest w nim coś co sprawiło, że nie nudziłam się ani minuty. Hmmm....naprawdę bizzares :).

No i po debacie...

Tak sobie myślę, że albo jestem głupia, albo politycy mówią innym językiem niż zwyczajni ludzie. Specjalnie oglądałam debatę, żeby się czegoś dowiedzieć, poznać prawdę jak to jest z OFE, czy są potrzebne, czy nie, w ogóle jakieś merytoryczne podejście, żeby móc powiedzieć, że ten czy ten podjął dobrą decyzję, na której zyskamy my wszyscy jak już będziemy na emeryturach. No i dupa...Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć tej paplaniny jednej i drugiej strony, którzy chcą dobrze, a którzy nie? Odniosłam wrażenie, że nikt, tylko każdy broni swojego stołka, nie zwracając uwagi na to co najważniejsze, czyli nas. Czyli norma, debaty zawsze wyglądają i kończą się tak samo - nikt z nich nic nie wynosi, a przynajmniej nie ja. Poszperam w necie, może coś ciekawego znajdę o tej reformie reformy ...

piątek, 11 marca 2011

No to się bawmy ;) łańcuszkowo

Od Majowejliv (Notatki Matki) dostałam nominację do pewnej zabawy, napisz siedem rzeczy, których o mnie nie wiecie, długo się zastanawiałam coby tu napisać i wyszło tak:

1. Nie przywiązuje wagi do imion kompletnie, nie jest to wyraz niechęci do danego człowiek, po prostu muszę kilka razy usłyszeć imię nowo poznanej osoby zanim zapamiętam (imię męża jednej z bliższych koleżanek do tej pory mylę, ale za każdym razem mi wybacza )
2. Boję się ciemności, gdy nikogo nie ma w mieszkaniu oprócz mnie w nocy, muszę mieć zapalone światło chociaż w jednym pokoju.
3. Uwielbiam wstać rano przed wszystkimi, zrobić sobie kawę, usiąść na kanapie i poczytać książkę, gazetę, odpalić laptopa (obojętnie co robić), jest wtedy tak cicho i spokojnie, że mam wrażenie, że jestem sama, co ostatnio bardzo rzadko mi się zdarza, dlatego doceniam te chwile, nie wiem jak wy, ale ja czasami potrzebuję pobyć sama.
4. Od czasu kiedy byłam w ciąży boję się horrorów, które kiedyś oglądałam namiętnie, strach jest tak wielki, że od dwóch lat żadnego nie obejrzałam, nawet 5 minut.
5. Mój synio był na naszym ślubie, wzięliśmy ślub kiedy miał 9 miesięcy, w ogóle nie jestem za instytucją małżeństwa, może dlatego, że moi rodzice są po rozwodzie i jakoś nie wierze, że ten papierek cokolwiek zmienia. zapewne padnie pytanie to po co wychodziłaś za mąż, a odpowiedź jest prosta bo mój małżonek jest wychowany bardzo konserwatywnie i bardzo chciał, a że ja go bardzo kocham to...
6. Zdarza mi się powracać myślami do mojej wielkiej miłości sprzed etapu mojego męża, czasami się widujemy, chwila rozmowy i tyle i dziękuję mu za to, że umiał zakończyć ten związek bo teraz wiem, że nic dobrego by z tego nie wyszło, a wręcz przeciwnie.
7. Lubię piosenki Michaela Jacksona, zawsze lubiłam i będę lubić, mimo, iż ogólnie słucham innej muzyki
To tyle, tymczasem dziękuję Majowejliv za nominację, czuję się wyróżniona, a sama zapraszam do zabawy:
- Hafija
- Jacki-Placki
- Tam gdzie pachną poziomki...
- Kurę domową
- nawiedzoną Ulę
i innych którzy mają ochotę :)

czwartek, 10 marca 2011

Kolejna faza buntu?

Chyba mały wchodzi na wyższy szczebel buntowania się. Wczoraj po kąpieli nie chciał się ubrać, najchętniej latałby na golasa po całym mieszkaniu, a że jest chory wredna matka (czyli ja) nie pozwoliła mu na to. Efektem były przeraźliwe krzyki i wszelkie próby wymuszeniowe. Wyjaśniłam małemu w przerwach pomiędzy wyciem i krzykami, że źle się zachowuje, że tak nie wolno, że musi się ubrać bo jest chory itd,itp. Koniec końców stanęło na tym, że jeśli się nie ubierze dobrowolnie to nie obejrzy bajki na dobranoc. Efektem był jeszcze większy płacz. Ubraliśmy go z mężem, jakim cudem nie wiem bo wił się jak wąż, swoją drogą nie wiedziałam, że dziecko potrafi robić takie dziwne figury, po czym stanowczo stwierdziłam, że zaraz dostanie kasze i idzie spać, bez bajki. Potem to już było tylko gorzej...efekt był taki, że mały nie obejrzał bajki na dobranoc, ale długo płakał i zmęczony zasnął. Dzisiaj rano powtórka z rozrywki....

środa, 9 marca 2011

przesilenie wiosenne

Czuję się fatalnie, znowu leci mi z nosa, głowa pęka, kawa ani proszki nie pomagają i ciągle chce mi się spać, podobne samopoczucie miałam na początku ciąży, wstawałam rano do pracy i o 9.00 wszystko bym oddala za chwilę w łóżku... no ale, że w ciąży nie jestem wymyśliłam sobie, że musi to być przesilenie wiosenne. Jestem z tych typków co zmiana pogody oddziałuje na funkcjonowanie organizm - swoją drogą trochę to dziwaczne. Ale idąc tym tropem, że to przesilenie, można wnioskować, że wiosna się zbliża, czas na przegląd garderoby i pochowanie grubaśnych swetrów w otchłań szafy przynajmniej na pół roku. Natchniona moimi przemyśleniami dzwonię do męża, że chyba nadszedł czas na wiosenne zakupy ciuchowe, na co mój kochany zdołał z siebie wydobyć: Ojej, to już....

Coś strasznego - posłuchajcie, podpiszcie petycje

Matka znęca się nad dzieckiem - nagranie, w którym matka znęca się nad dzieckiem, kiedy słuchałam łzy same napłynęły do oka, niewiarygodne, jak można w taki sposób odzywać się do swojego dziecka, naprawdę smutne i przerażające :(

Petycja - tutaj można podpisać petycję, może chociaż w ten sposób uda się pomóc

wtorek, 8 marca 2011

Dzieci dopasowane do szablonu

"W dzisiejszych czasach mamy do czynienia z ogromną presją kulturową. Matki słyszą, że mają dążyć do jakiegoś wzoru, być idealne, a miarą tego, że dobrze wywiązują się ze swojej roli, mają być ich idealne dzieci - dopasowane do szablonu, "wygodne" dla otoczenia." - prof. Katarzyna Schier
No właśnie...krótka chwila refleksji, faktycznie tak jest, mamy być idealnymi matkami, które mają idealne dzieci: nie krzyczące, nie wiercące się, zawsze ładnie ubrane, nie mówiące za dużo, nie biegające, ładnie jedzące obiad itd...
Mam chrześnice, bardzo ją kocham i żal ściska mi serca widząc sposób jej wychowania przez rodziców. Wiecznie ściga ideał przypisany jej przez matkę. Jaki ideał ma w głowie moja szwagierka, hmmm myślę, że następujący|:
- wzorowa uczennica,
- musi ładnie pisać i perfekcyjnie prowadzić swoje zeszyty
- ma sama odrabiać lekcję i pamiętać co jest zadane (nie oszukujmy się dziecko w III klasie nie myśli o odrabianiu lekcji tylko o bajkach w TV lub zabawie z koleżankami)
- ma ładnie tańczyć ( od kilku lat chodzi na zajęcia dodatkowe)
- ma pilnie uczyć się angielskiego (popieram, ale bez przesady, żeby nauczyciel na zajęciach dodatkowych krzyczał na nią przy rówieśnikach, że czegoś nie umie)
- ma być ładnie ubrana, nie wolno się jej pobrudzić (było tak nawet jak miała kilka lat...)
- na imieninach dziadka najlepiej żeby była cicho i absolutnie nie zagadywała dziadka i nie wchodziła mu na kolana bo jak to tak (śmieszne i tragiczne zarazem)
- ma ładnie mówić proszę, przepraszam, dziękuję, dzień dobry itp
- ma opiekować się młodszym bratem bo to jej obowiązek (bzdura, to obowiązek rodzica, jak się chciało drugie dziecko ...)
- i wiele wiele innych mniej lub bardziej bzdurnych rzeczy

A jaka jest w mojej ocenie moja chrześnica - po prostu świetna, żeby tylko mama pozwoliła jej być sobą...

poniedziałek, 7 marca 2011

Czy umiemy pomóc własnemu dziecku?

Przeczytałam ostatnio interesujący artykuł dot. zakrztuszenia się dziecka w samochodzie i zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę będąc w sytuacji gdy moje dziecko się zakrztusi obojętnie w aucie podczas podróży, w domu, czy gdziekolwiek indziej nie wiedziałabym co zrobić, niestety z przykrością muszę stwierdzić, że brak mi wiedzy w tym zakresie (mimo, iż w szkole uczyłam się o tym), a przecież każdy z nas chyba zdaje sobie sprawę z ważności tej kwestii. Cóż więc zrobiłam? Zaczęłam szperać w necie w poszukiwaniu wskazówek, które byłyby napisane przystępnym językiem, łatwe do zapamiętania i w razie czego (mam nadzieję, że nie będzie to konieczne) do zastosowania.
Oto co znalazłam:
Zakrztuszenie co robić?
Zakrztuszenie niemowlę
Swoją drogą od tej pory nie będę dawała dziecku jedzenia podczas jazdy samochodem, lepiej się zatrzymać.

niedziela, 6 marca 2011

Zwykła niedziela

Przeziębienie ze mnie przeszło na małego, a już się cieszyłam, że tym razem jego ominęło, ech...ganiam za nim ciągle z chusteczką, a on i tak wyciera wszystko rękawami, najważniejsze że je i pije, w ogóle je strasznie dużo  jak na to, że jest chory, ale ciesze się z tego. Poza tym gada jak najęty, nawet jak już leży w łóżku, i w końcu bawi się sam w pokoju, nawet do pół godziny, do tej pory ciągnął mnie albo męża, albo inną napotkaną osobę i kazał się bawić razem z nim. Dodatkowo zaczął się buntować na dzienne spanie, a szkoda bo miałam wtedy 2-3 godziny spokoju, obecnie jest tak, że czasami śpi, a czasami nie, więc pewnie latem już w ogóle nie będzie spania. Dzisiaj zasnął dlatego mam chwile na pisanie :).

czwartek, 3 marca 2011

Wróciłam do żywych

Trochę mi przeszło przeziębienie, ale dalej czuje się niewyraźnie :) i mam okropny kaszel, ale po przespaniu niemalże całej nocy (pomijam kilka przerw związanych z kaszlaniem i notorycznym wycieraniem nosa) wstałam rano i co.... zamiast na spokojnie zrobić sobie kawę i wypić przy porannych wiadomościach mój poranek wyglądał tak:
1) wstawienie prania
2) ścieranie kurzu na wszystkich możliwych meblach i sprzętach (ja w przeciwieństwie do mojego męża widzę kurz i strasznie mnie to denerwowało już od dwóch dni)
3) jak wstał mały włączyłam odkurzacz i latałam jak szalona po całym mieszkaniu
4) następne w kolejności było mopowanie - tutaj oddałam część prac dla mojego dziecka bo nie wiem czemu ale uwielbia łazić z mopem w tą i z powrotem
5) później zostały już drobne prace związane z ogólnym bałaganem w kuchni
Oczywiście nigdy nie lubiłam żyć w brudzie, ale bez przesady, zawsze jak byłam chora to odpoczywałam i nie zwracałam uwagi na ogólny nieład (żeby nie powiedzieć brzydko) w mieszkaniu.
I tak sobie siedzę teraz i myślę, że od porodu musiało mi się coś poprzestawiać w światopoglądzie bo pamiętam jak wróciłam do domu ze szpitala i następnego dnia robiłam to samo co dzisiaj, co więcej robiłam to non stop gdy tylko znalazłam chwilę jak mały spał, przecież to jakaś paranoja...A może to po prostu kolejny szczebel w rozwoju ;), może tak jest, że po urodzeniu stajesz się czy tego chcesz czy nie chcesz trochę taką matka polką sprzątającą, gotującą, piorącą, a może już wkraczam w ten wiek kiedy takie rzeczy zaczynają mnie denerwować...

środa, 2 marca 2011

Moje kochanie się rozwija

Mój mały brzdąc zaczyna składać słowa w zdania, 3-4 wyrazy, nie zawsze mu się udaje, ale próbuje. Jestem z niego taka dumna, że muszę się pochwalić chociaż tu. To niewiarygodne jakie postępy robi dziecko w przeciągu kilku tygodni. Dla mnie jest to nowość, dlatego o tym piszę, teraz widzę sens w czytaniu mu bajek na dobranoc, w śpiewaniu piosenek, tłumaczeniu co jest na obrazku i innych rzeczach, które wydawały mi się nie do końca sensowne. Powiem więcej widzę nawet korzyść z oglądania bajek na minimini. To wszystko co teraz się dzieje motywuje mnie do dalszych zabaw z moim dzieckiem. To naprawdę niesamowite uczucie, zakładam, że przy pierwszym dziecku zawsze tak jest, a przy następnym to już niekoniecznie, więc korzystam i bawię się, tłumaczę, rozmawiam, czytam, oglądam z nim baje i robię wszystko inne żeby się rozwijał i żeby był szczęśliwy. I wiecie co chyba jest, a przynajmniej na takiego wygląda i to jest najważniejsze :)

wtorek, 1 marca 2011

przeziębienie nie wybiera...

No i w końcu wróciłam do swojego kochanego mieszkanka, po dłuższej nieobecności, a tam....wchodzę do łazienki pranie się piętrzy już ze trzeci stos ułożony, podłoga hmmm pozostawia wiele do życzenia, nie mówiąc nic o ubikacji, kolejny krok stawiam w kierunku kuchni, tam już lepiej przynajmniej pozmywane tzn. wstawione do zmywarki :), reszta to już męka dla moich oczu, a nie jestem pedantką... ech ale co się dziwić od początku kiedy się poznaliśmy mój mąż mówił mi, że on kurzu porostu nie widzi :). Do tego wszystkiego jestem chora, leżę w łóżku, produkuje miliony brudnych chusteczek, a mały ciągle chce się bawić...zastanawiałam się nad kupieniem maseczki na twarz żeby przynajmniej jego nie zarazić, ale mój mąż znacząco popukał się w czoło jak zaczęłam o tym wspominać gdy wychodził rano do pracy.
Ogólnie wkurza mnie cały ten bałagan, ale nie mam siły się zwlec z łóżka, żeby cokolwiek podnieść, więc leżę i patrzę, ech lepiej zamknąć oczy może zniknie ...