Trochę mi przeszło przeziębienie, ale dalej czuje się niewyraźnie :) i mam okropny kaszel, ale po przespaniu niemalże całej nocy (pomijam kilka przerw związanych z kaszlaniem i notorycznym wycieraniem nosa) wstałam rano i co.... zamiast na spokojnie zrobić sobie kawę i wypić przy porannych wiadomościach mój poranek wyglądał tak:
1) wstawienie prania
2) ścieranie kurzu na wszystkich możliwych meblach i sprzętach (ja w przeciwieństwie do mojego męża widzę kurz i strasznie mnie to denerwowało już od dwóch dni)
3) jak wstał mały włączyłam odkurzacz i latałam jak szalona po całym mieszkaniu
4) następne w kolejności było mopowanie - tutaj oddałam część prac dla mojego dziecka bo nie wiem czemu ale uwielbia łazić z mopem w tą i z powrotem
5) później zostały już drobne prace związane z ogólnym bałaganem w kuchni
Oczywiście nigdy nie lubiłam żyć w brudzie, ale bez przesady, zawsze jak byłam chora to odpoczywałam i nie zwracałam uwagi na ogólny nieład (żeby nie powiedzieć brzydko) w mieszkaniu.
I tak sobie siedzę teraz i myślę, że od porodu musiało mi się coś poprzestawiać w światopoglądzie bo pamiętam jak wróciłam do domu ze szpitala i następnego dnia robiłam to samo co dzisiaj, co więcej robiłam to non stop gdy tylko znalazłam chwilę jak mały spał, przecież to jakaś paranoja...A może to po prostu kolejny szczebel w rozwoju ;), może tak jest, że po urodzeniu stajesz się czy tego chcesz czy nie chcesz trochę taką matka polką sprzątającą, gotującą, piorącą, a może już wkraczam w ten wiek kiedy takie rzeczy zaczynają mnie denerwować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz